niedziela, 12 stycznia 2014

Wspomnienia Czesława Kruszewskiego z działań zbrojnych września '39 roku

Wśród rzeczy jakie znalazłem jest także list mojego pradziadka Czesława Kruszewskiego do jakiejś studentki [?], piszącej pracę na temat września 1939 roku, w którym opowiada jej o swoich przeżyciach związanych z okresem wojennym.



Lublin, dn. 2. XI - 69

Szanowna Pani!
Czesław Kruszewski
Postaram się odpowiedzieć na wspomniane zagadnienia, które mocno tkwią w mojej pamięci, jako dni wielkich wrześniowych zmagań w nierównej walce z dobrze uzbrojonym przeciwnikiem. Mam na myśli wojska hitlerowskie, owiane chwilowym zwycięstwem a nam przynoszące owe tragiczne dni. Szkoda, że dopiero po 30 latach wracamy do tak olbrzymiego heroizmu żołnierza polskiego.

Krótkim opisem, pragnę naświetlić przebieg osobiście przeżytych dni wrześniowych 1939 r., okrytych powodzeniem w walce jak również niepowodzeniem.

22 sierpnia 1939 r. rozkazem dowódcy pułku zostałem wyznaczony na dowódcę plutonu karabinów maszynowych 5 p. Ułanów, stacjonującego w Ostrołęce i przydzielony do szwadronu kawalerii tegoż pułku. Szwadron kawalerii i pluton C.K.M. na taczankach otrzymał zadanie obrony odcinka na granicy, w mieście Myszyniec odległego od dawnych Prus Wschodnich o 2 km.

Do 31 sierpnia 39 r. umacnialiśmy obronę w kilku rzutach. 1-go września o godzinie 500 rano Niemcy po silnym przygotowaniu artyleryjskim z dział i moździerzy ruszyli na nasze pozycje. Po kilkugodzinnej walce przy użyciu czołgów zmuszono nas do opuszczenia m. Myszyniec na drugą linię obrony. 1-go dnia na tym odcinku rozbiliśmy 3 czołgi hitlerowskie. W puszczy myszynieckiej a następnie w Ostrołęce broniliśmy się do 8 września. Broniliśmy przeprawy na rzece Narew a w następnych dniach toczyliśmy ciężkie walki w rejonie Czerwony Bór, Śniadowo, Łabądź, Zambrów, Małkinia. 12 września po ciężkiej przeprawie na rzece Bug, dołączyliśmy do macierzystego zgrupowania Podlaskiej Brygady Kawalerii, pod dowództwem gen. brygady Kmicic - Skrzyńskiego.

W odwrocie spod Małkini, suwalska i podlaska brygada Kawalerii, osiągnęły 13 września rejon Mień. W dniu tym na zgrupowanie polskiej Kawalerii uderzyli Niemcy w sile dwóch Dyw[izjonów] Zmot[oryzowanych] i 1-ej D[ywizji] P[iechoty]. W wyniku stoczonych walk, polska Kawaleria poniosła duże straty i została odrzucona na wschód, na Puszczę Białowieską.

Działając na tyłach Niemców gen. Kmicic - Skrzyński z częścią swej brygady przedarł się przez oddziały niemieckie XIX Korpusu pancernego. Na swoim odcinku wtedy zbiliśmy 2 czołgi hitlerowskie. Brygada Kawalerii omijając niemieckie oddziały od wschodu w rejonie Krymno dołączyła do grupy gen. Kleeberga.

20 września w Białowieży gen. bryg. Podkowski sformował z jednostek suwalskiej i podlaskiej brygady Kawalerii: - dywizje pod swoim dowództwem w składzie dwóch brygad.

Świadectwo otrzymania
nominacji na starszego ułana
21 września gen. Podkowski powziął decyzję maszerowania na południe by połączyć się z wojskami polskimi walczącymi pod Tomaszowem Lubelskim. 23 września polska Kawaleria prowadziła walki z niemiecką 10 Dywizją Pancerną, która z rejonu Wysokie Litewskie odchodziła na Siemiatycze, Bielsk Podlaski. W nocy 24 na 25.9 dywizja Kawalerii pod Mielnikiem przeszła rzekę Bug, osiągając Serpelice, Horoszki Duże i Małe oraz lasy na północ od Konstantynowa. Przez dzień 26.9 zatrzymaliśmy się na postój w lasach. 27.9 podjęto dalszy marsz na południe przez Danówkę, Witoróż, Ruda, Parczew - do lasu pomiędzy Parczewem, Sosnowicą i Ostrowem Lubelskim. 28.9 dywizja Kawalerii dokonała próby przeprawy przez rzekę Wieprz w Zawieprzycach, położonych między Lubartowem a Łęczną, tocząc walki z oddziałami niemieckimi 4 D. P. Przeprawiając się z taczankami przez rz. Wieprz, ogniem broni maszynowej, r.k.m., k.b.k. oraz rakiet zapalających ostrzelaliśmy kwaterujący sztab niemiecki, paląc kilka samochodów ciężarowych załadowanych sprzętem bojowym i mapami. Pod osłoną nocy wycofaliśmy się z powrotem bez własnych strat. 29.9 wywalczyliśmy przeprawę na rz. Wieprz pod Kijanami i Spiczynem. Po nawiązaniu łączności z Grupą gen. Kleeberga, gen. Podkowski zaniechał przeprawy, zwracając się na południe do rejonu Czemierniki, kol. Zawada, Turkowica.

Po przeprowadzeniu reorganizacji i dwudniowym odpoczynku w rejonie na wschód od Włodawy, Samodzielna G.O. "Polesie" wyruszyła rano 29 września w dwóch kolumnach w kierunku zachodnim:

  • 50 D.P. przez Wyryki, Lipówkę, Uhnin na Parczew;
  • 60 D.P. przez Żuków, Opole, Jabłoń na Milanów;
  • bryg. Kawalerii pod dowództwem gen. Kmicic - Skrzyńskiego, w której znajdowałem się z 4 C.K.M. na taczankach ubezpieczała marsz powyższych kolumn z kierunku północnego.
W tym krótkim opisie nakreśliłem swój szlak bojowy ciężkich walk od dnia 1 września z m. Myszyniec do dnia 1.10.39 do m. Kock. 1 października od strony Radzynia Szwadron Kawalerii wraz z plut. C.K.M. zdobywałem obsadzony przez Niemców Kock. Nasze armatki p/pancerne skutecznym ogniem w czasie natarcia spaliły i rozbiły 3 czołgi hitlerowskie. Po południu weszliśmy do Kocka. Po doprowadzeniu koniowodnych pozostaliśmy na nocleg w mieście. [bitwa pod Kockiem]

Od 2 - 5.10 uczestniczyłem w ciężkich walkach w Serokomli, Woli Gułowskiej w m. Adamów, Gułów, Horodzienki, Krzywda, Radoryż Kościelny.

Odpowiadam na zagadnienie 1.

Mimo zwycięstwa 60 D.P. i heroicznych walk naszej brygady Kawalerii siły S.G.O. "Polesie" były zagrożone okrążeniem, a brak amunicji, zwłaszcza artyleryjskiej uniemożliwiał wszelki opór. Widząc beznadziejność położenia gen. Kleeberg powziął decyzję zaprzestania walki wydając swój ostatni rozkaz do żołnierzy o godz. 1930 dn. 5.10. Wkrótce po ogłoszeniu kapitulacji, swoje 4 C.K.M zakopałem w lesie a żołnierzom swoim, a raczej "ułanom", proponowałem wszelkimi sposobami wymykać się pojedynczo do domu.

Niemcy wyprowadzając nas z lasu, uformowali w długą kolumnę pieszych, konnych i taboru, kierując pod silną eskortą przez m. Przytoczno w kierunku Dęblina.

Dnia 6.10 pod osłoną nocy na wysokości Podlodowa (otaczał nas las), odskoczyłem od kolumny i tak udało mi się zbiec z niewoli. O świcie dotarłem do wsi, a raczej Kolonii składającej się z kilku zabudowań, odległych od m. Łysobyki o dwa kilometry. Niemcy na drugi dzień urządzili obławę na las, wyszukując ukrytych tam zbiegłych żołnierzy.

W ukryciu starego domu, udało mi się przeczekać obławę i pod wieczór dnia 7.10, pod pozorem kopania kartofli, gospodarz w liczbie całej rodziny przewiózł mnie do m. Przytoczno i Łysobyki. Przenocowałem w Łysobykach u Wójcika Franciszka i w przebraniu na cywila udałem się w kierunku Lublina. Od 8 października '39 r. polnymi drogami okrążyłem Lublin i 11.10 w późnych godzinach wieczornych dotarłem do wsi Minkowice, odległej o 20 km na wschód od Lublina. U znajomych przechowywałem się prawie do końca okupacji hitlerowskiej. Byłem bez żadnego dokumentu. W gminie Mełgwi otrzymałem fikcyjne zaświadczenie jako jestem mieszkańcem tej wsi, które posłużyło mi na wydanie "kenkarty. Zmuszony byłem podjąć jakąś pracę. Byłem ekspedientem w wiejskiej spółdzielni, pracownikiem fizycznym i biurowym w Ekspedycji towarowej w Lublinie. w 1942 r. po skontaktowaniu się z kolegami, z którymi pracowałem na kolei, wstąpiłem do konspiracji, zadaniem której było podawanie oddziałom, działającym w terenie, wiadomości odnośnie transportów wroga, udających się na wschód.

W 1944 roku w czasie zbliżania się frontu wojsk radzieckich i po zdobyciu Lublina, 27 lipca wstąpiłem jako ochotnik do tworzącej się w Lublinie II Armii Wojska Polskiego. Będąc w Lubartowie a później w Kąkolewnicy, gdzie stacjonował Sztab II Armii, zostałem odkomenderowany na wykładowcę do Szkoły Oficerskiej Piechoty Nr 3, organizującej się w m. Szóstka. 22 stycznia 1945 r. wraz z ofensywą zimową Szkoła nasza przeniosła się przez Dęblin, Radom do Tomaszowa Mazowieckiego. W końcu kwietnia 1945 r. Szkoła, transportem kolejowym przybyła do Inowrocławia. Tu zajęła koszary przy ul. Dworcowej, przygotowując podchorążych do promocji. W marcu 1947 roku jako porucznik wraz z innymi oficerami, po rozwiązaniu Szkoły Piechoty Nr 3, zostałem, jako wykładowca wych. - fiz., przeniesiony do Szkoły Piechoty i Kawalerii w Krakowie. Generał Świerczewski, w kilka dni po sformowaniu tej Szkoły Oficerskiej, podpisał rozkaz przenosząc ją na ziemie odzyskane do Wrocławia. We Wrocławiu przebywałem w Szkole Piechoty Nr 1 do dnia 30 sierpnia 1950 roku. Od września 1950 do lipca 1966 roku byłem wykładowcą w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie. W 1966, po uzyskaniu warunków emerytalnych, przeszedłem na rentę. W rok później wraz z rodziną przeniosłem się na stałe miejsce zamieszkania do Lublina, gdzie przebywam do chwili obecnej. Przez ten okres czasu byłem awansowany do stopnia kolejnego - podpułkownika. Rodzina moja składa się z 6 osób, w tem 4 córki.


Zagadnienie 2.

Jako dowódca plutonu C.K.M. na taczankach 5 p. Ułanów, działałem na małym odcinku, zwykle w zaskoczeniu, czy też obronie. Szlak bojowy mojej jednostki jest dość długi, bo aż od Prus Wschodnich do Kocka. Przykrych wspomnień nie pamiętam, gdyż to odległy czas. Natomiast sukcesy jakie odnieśli nasi bohaterscy żołnierze w nierównej walce z dobrze uzbrojonymi wojskami hitlerowskimi są. I tak:
  • 1.10 w natarciu na Kock zostały rozbite 3 czołgi niemieckie (szosa Radzyń - Kock, skraj lasu)
  • 2.10 rano Szwadron Kawalerii 5 p. Ułanów z plutonem C.K.M. na taczankach dostał zadanie ugrupowania obronnego w m. Syrokomla
  • Około godziny 10-tej rano Niemcy rozwinęli natarcie po obu stronach szosy z Charlejowa, zostało jednak odrzucone śmiałym przeciwnatarciem przybyłego z Kocka dywizjonu 5 p. Ułanów, który uderzył z marszu, biorąc 82 jeńców w walce na bagnety i rozbijając 2 czołgi, kilka motocykli, wiele samochodów ciężarowych.

Nieśmiertelnik (obie strony)
Pamiętam dokładnie walkę pod Syrokomlą, gdzie Niemcy ponieśli w ludziach i sprzęcie duże straty. W czasie natarcia na stanowiska obronne niemieckie widziałem zabitego przy radiostacji dowódce batalionu hitlerowca w stopniu majora oraz kilkudziesięciu żołnierzy niemieckich zabitych i rannych po obu stronach szosy, poszarpanych pociskami artyleryjskimi, wiszących na motocyklach i samochodach. Takiego pobojowiska zasłanego trupami niemieckimi nie spotkałem w całej swojej Kampanii. 3 i 4 października, przeżywałem również ciężkie walki w Woli Gułowskiej i w pobliskich lasach. Wola Gułowska przechodziła kilkukrotnie z rąk do rąk, wynikiem czego były krwawe walki. Duże straty ponieśli Niemcy jak również nasze nacierające oddziały na umocnione punkty wokół cmentarza i Kościoła.

Zagadnienie 3.

Gen. Kleeberga nie znałem, nie był moim przełożonym przed 1939 r. W czasie walk pod Kockiem, Syrokomlą, Wolą Gułowską, Adamowem, słyszałem od swoich dowódców o jego bohaterskich walkach, trafnych przedsięwzięciach i decyzjach. A przede wszystkim śmiałej postawie w zebarniu resztek rozproszonych oddziałów pod swoją komendę.

Kapitulacja zastała mnie we wsi Lipiny. Mimo nieprzespanych nocy, wielu zmagań w ogniu walki, wieść o kapitulacji odbiła się na mnie i moich dzielnych ułanach jak grom z jasnego nieba, paraliżując nas do reszty. Nie dowierzaliśmy temu. Ze łzami w oczach pytaliśmy się przełożonych - dlaczego?

Został zawarty rozejm do godziny 200 dnia 6.10 do czasu załatwienia wszelkiej formalności.

Niemcy rozejmu nie dotrzymali. Przez cały czas ostrzeliwali huraganowym ogniem artylerii Horodzienkę, okoliczne lasy, leśniczówkę, Gajówkę. Pociski biły po oddziałach - na szczęście nielicznych znajdujących się w tym rejonie, po taborach, zaprzęgach artyleryjskich, zadając im poważne straty. Niemcy w ordynarny sposób odnosili się do naszych oficerów, tłoczyli po kilkudziesięciu do samochodów, obrabowując ich z wszelkich pamiątek. Żołnierzy pędzili pieszo do Dęblina i Radomia w silnej eskorcie konwojentów z psami, karabinami maszynowymi na motocyklach, ostrzeliwując raz po raz seriami broni maszynowej.

Zagadnienie 4.

W czasie kilku dni walk pod Kockiem ludność cywilna wniosła olbrzymi wkład w dożywianie walczących żołnierzy, a mianowicie: kobiety znosiły żywność, piekły chleb w nocy, o świcie wozami taborowymi rozwożono go po stanowiskach obronnych. Tak było w Kocku, w Okrzei i Syrokomli. Umożliwiono zbiegłym z niewoli niemieckiej oficerom i żołnierzom przechowania ich, przebrania w cywilne ubrania i zaopatrzenie w żywność. Za okazywanie pomocy zbiegłym jeńcom, Niemcy dokonywali represji grożąc rozstrzelaniem.

Pamiętam również i przykre wspomnienie, kiedy zajechaliśmy do wsi, wybiegły kobiety z dziećmi małymi na rękach z okrzykami "uciekajcie do lasu, jak Niemcy was zobaczą zaraz będzie wojna, spalą nas i wybiją was i nas, wojna dla was już się skończyła".



P.S. Przepraszam Panią za niewyraźną pisaninę lub skreślenia wyrazów. Jeśli Panią będzie interesować szczegółowy opis walk S.G.O. "Polesie" oraz ostatni rozkaz gen. Kleeberga do żołnierzy, wspomneinia te można będzie znaleźć w Wojskowym Przeglądzie Historycznym z roku 1958, w pierwszym kwartalniku str. 127 pt. Samodzielna Grupa Operacyjna "Polesie" gen. Kleeberga w Kampanii 1939 r. Jeśli tego Pani nie znajdzie w swojej bibliotece po skomunikowaniu się będę mógł ten egzemplarz na jakiś czas wypożyczyć.

Jeśli to co opisałem będzie dla Pani jakąś pomocą w opracowaniu swojej pracy byłbym rad. Po wykorzystaniu może częściowym, proszę mi odesłać ten skrócony pamiętnik z tragicznych dni września.

Lublin, ul. Weteranów 23 m 66

                                                                                                                 Cz. Kruszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz